Ogrodnictwo jest bardzo ciekawe, codziennie się dziwię, cieszę a nawet zdarza mi się być smutnym z powodu roślin. Czasem jestem pełen podziwu, ponieważ natura stwarza nie lada cuda. Taki cud wyrósł w mojej zbiorowej kiełkowalni.
Często czytam posty innych blogerów ogrodniczych i zdarza mi się pozazdrościć im okazów, jakie udało im się wyhodować. Ile razy przyłapałem się na marzeniu o podglądaniu zawartości nasion tak, aby móc widzieć, jakie drzewo z tego nasienia wyjdzie na świat. Sposobem na to jest właśnie grupowa kiełkowalnia.
Wróćmy zatem do mojej anomalii. Pamiętasz moje liczi chińskie? Tak się stało, że zobaczyłem zdjęcia pięknych, wyrośniętych drzew i zachciało mi się je uprawiać. Przyszedł sezon, przyszły nasiona. Dziesiątki nasion lądowały w słoikach, były moczone, selekcjonowane i sadzone. Mam teraz dziesiątki roślin w doniczkach i długich pojemnikach. Niektóre już zostały podarowane znajomym ogrodnikom, którzy ubiegali się o Litchi chinensis od jakiegoś czasu.
Ostatnio zauważyłem, że z jednego nasiona wyrosły aż 4 pędy. Słyszałem o takich przypadkach u cytrusów, u awokado, ale nie u liczi. Jednak to, co słyszałem o takich było bardzo pozytywne, albowiem tego rodzaju rośliny szybciej miały kwitnąć i jest u nich szansa na owoc(?)
Życzę dużo szczęścia nowemu mieszkańcowi parapetu a reszcie miłego tygodnia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz